piątek, 7 lutego 2014

Niżej.

 Gdy wszyscy porządnie się wybudzili opowiedziałam im co słyszałam w nocy. Przez ten czas James siedział w kącie i nie odzywał się. Zachowywał się jakby o tym zupełnie zapomniał.
- Znałem Lucy. - oświadczył Scorp - Była jedną z naczelnych plotkarek.
- Ale jak się tu dostały? - zapytał Albus.
- Drzwi same wybierają. Widocznie musiały mieć jakiś powód. Może jakaś misja ratunkowa? - dodała Rose.
- One? Wysłane na misję ratunkową? - Scorpius roześmiał się. Usłyszałam to po raz pierwszy w życiu.
- Tak czy siak, powinniśmy coś zrobić. Nie możemy wiecznie siedzieć w tym głupim pokoju! - Teddy wstał. - Zobaczcie jak się stoczyliśmy. Zamiast coś zrobić siedzimy bezczynnie!
Porozumiewawczo popatrzyłam na Rose. Raz już próbowaliśmy stąd wyjść. Właśnie wtedy zdobyłam nie gojącą się ranę. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamesa. Jego oczy były wściekle czerwone. Nie było w nich gniewu, raczej determinacja. Coś jakby potwierdzenie słuszności słów Teddiego.
- Spróbujemy uciec gdy Vivu przyniesie tacę z jedzeniem. - oświadczył metamorfomag. Odwrócił się na pięcie i usiadł na skraju łóżka.
- Hej! - krzyknęłam. - Przecież nie możemy wyjść ot tak! - poczułam mocniejszy ucisk na ramię. Wstałam. - Musimy znaleźć te dwa naszyjniki o których mówił Vivu!
Rose poderwała się na nogi i powiedziała - Aroosa ma rację. Jeśli wyjdziemy na korytarz i spotkamy Lyonel, to co się stanie? Bez tych wisiorków nie damy rady wyjść cało ze spotkania z nią.
Teddy spokojnie wstał z łóżka.
- W takim razie musimy je znaleźć zanim przyjdzie skrzat.
           ***
 Otworzyłam Zbiór i dokładnie przeszukałam wzrokiem wszystkie tytuły. Nie znalazłam nic, co mogłoby nam pomóc. Każdy szukał. Scorp, Teddy i Albus próbowali zniszczyć klapę. Byli przekonani, że pod nią na pewno znajdą naszyjniki. Moim zdaniem to czego szukamy będzie raczej na powierzchni. Możliwe, że pod wyrytą Dłonią Fatimy. Jednak nie miałam pojęcia jak mogę zobaczyć co tam się kryje. Cała ta zagadka zaczęła mi się mieszać. Z początku wydawało mi się oczywiste to, że te wszystkie obrazy, Zbiór i liczby są nierozerwalną częścią jednej całości. A teraz? Teraz wszystko było odrębne, nic nie wiązało się z niczym. 
 James przez cały czas siedział obok mnie, jak wierny pies. Przyznam, że było to denerwujące. Przerzuciłam kolejną stronę. Dłoń Pottera gwałtownie opadła na książkę. Spojrzałam na niego. Kolor oczu pozostał bez zmian. Przyjrzałam się stronie obok. Była na niej ilustracja przedstawiająca słońce i księżyc. Delikatnie odsunęłam dłoń chłopaka. Opowiadanie nie posiadało tytułu.
 Nagle usłyszałam głośny huk.
- Widzisz, wystarczyło tylko mocniej kopnąć!
Zagięłam stronę którą pokazał mi James. Doskonale wiedziałam, że w ten sposób krzywdzę książkę i nie byłam z tego zadowolona. Teddy, Scorp i Al stali nad miejscem gdzie jeszcze kilka minut temu była drewniana klapa. Teraz ziała tam wielka czarna dziura. Podeszłam do niej. Ciemność panująca tam wyglądała jakby była materialna.
- To kto jest chętny? - zapytał Teddy z optymizmem w głosie. Żadnej odpowiedzi.
- Ty! - wskazał na mnie -  Ty jesteś chętna!
- Ja? Dlaczego?
- Jesteś dziewczyną. To naturalne, że masz wykrywacz biżuterii w mózgu.
 Spojrzałam na niego wzrokiem ,,włącz myślenie'' i szepnęłam Rose do ucha żeby zeszła tam ze mną. Ruda niechętnie się zgodziła. Oddałam w ręce Jamesa Zbiór. Scorp i Teddy popatrzyli na siebie porozumiewawczym wzrokiem. Po tym gdy oczy Jamesa stały się czerwone nikt mu nie ufał. Właściwie tylko ja byłam w stanie dać jakąkolwiek szansę nowemu wcieleniu Pottera. Ale tak samo było ze Scorpem - nikt nie miał ochoty przebywać z nim, a co dopiero rozmawiać. Ruda złapała mnie za dłoń. Zerknęłam w ciemność, nie dostrzegłam niczego. Niepewnie pomachałam stopą szukając schodów. Rose, wciąż trzymając moją dłoń, uklękła i z ciemności wyciągnęła linową drabinę.
- Ty schodzisz pierwsza. - oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ruda tylko wzruszyła ramionami. Puściła moją dłoń i zeszła na dół. Po chwili usłyszeliśmy tupnięcie i głos Rose oznajmiający, że jest bezpiecznie.
- Nie mamy niczego co świeci, prawda? - zapytałam z brakiem jakiejkolwiek nadziei w głosie. Wszyscy pokręcili głowami. Może na dole będzie świeca? Zeszłam za Rose. Natychmiast ogarnęły mnie ciemności.
- I jak? - usłyszałam Ala.
- Ciemno. - odparłam. Poczułam jak Rose ciągnie mnie w bok.
- Spójrz. - powiedziała.
W oddali migotały dwa jasne punkciki.
- Coś tu jest! - krzyknęła.
 W tym samym momencie promień światła z pokoju znikł.
- Rose?! - poczułam ogarniający mnie strach. Jestem pod Hogwartem. Zgubiłam Rose. Straciłam drogę na powierzchnię. Dwa punkty wwiercały się we mnie. Podbiegłam do miejsca w którym prawdopodobnie było wyjście. Uderzyłam pięścią w drewniane deski. Skąd one się tu wzięły? Czy tu jest więcej niż kilka klap? Zaczęłam krzyczeć. Wołałam Rose i każdego kto został na górze. Usłyszałam stłumione głosy i dudnienie w drewno. Czy tak umrę? Uwięziona pod murami szkoły, przywołana przez drzwi, więziona przez obraz... Jeszcze raz zawołałam Rudą. Żadnej odpowiedzi. Przecież zeszła tu ze mną, nie mogła się rozpłynąć. Spojrzałam na jaśniejące punkty. Co mogę stracić?
 Tak w sumie to bardzo dużo. Pominę moje własne życie. Stracę przyjaciół. Stracę najważniejsze dla mnie osoby.
 Niepewnie ruszyłam w stronę światełek. Z każdym krokiem rosły w oczach. Chciałam odbiec, skulić się pod ścianą i płakać nad własnym losem. Ale Gryfoni tak nie postępują. Zrobiłam jeszcze kilka kroków i krzyknęłam.
 Przede mną znajdowała się postać z moich koszmarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz