środa, 4 września 2013

Nieobliczalnie groźny skrzat domowy.

Obudziło mnie delikatne szarpanie za dłoń. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Rose przytykającą palec do ust. W drugiej dłoni trzymała słabo zaświeconą różdżkę. Chciałam zapytać ,,co się dzieje?'' ale gest rudej wskazywał jednoznacznie żebym nic nie mówiła. Odrzuciłam koc i wstałam. Dopiero teraz zauważyłam, że obrazy się nie ruszają. I całe szczęście, bo nie chciałabym słuchać wrzasków torturowanych i odgłosów bitwy. 
- Mugolskie. - szepnęła Rose, gdy zobaczyła jak się w nie wpatruje. Przy drzwiach stali Potterowie. James trzymał różdżkę w pogotowiu, a Al oświetlał wszystko wokół. Stanęłyśmy obok nich. James pchnął drzwi. Otworzyły się ze skrzypieniem. Al i Rose natychmiast zgasili różdżki. Poczułam, że ktoś złapał mnie za dłoń. Czy oni chcieli uciec do kamiennej komnaty? Jak mieli zamiar przejść przez pokój? Czemu ja nic o tym planie nie wiem?! Przeszliśmy kilka kroków. W kierunki drzwi. Chyba. Lekko skręciliśmy w prawo. Szłam jako ostatnia, musiałam ostrożnie stawiać stopy by o nic nie zahaczyć. Usłyszałam ciche pochrapywanie Margaret. 
-Jesteśmy koło drzwi - usłyszałam szept Rose. 
- Musisz je otworzyć, skoro je zamknęłaś. - dodała. 
Łapiąc ramię każdej osoby dotarłam na początek kolumny. 
- Aloho...
-WY PARSZYWE SZCZURY! MADAME! ONI CHCĄ UCIEC! - Vivu zaczął krzyczeć na cały głos i zapalił wszystkie światła. Królowa Margaret natychmiast się obudziła.
-Vivu! Łap ich!
Skrzat rzucił się do ręki w której trzymałam różdżkę. 
-Drętwota! - usłyszałam gdzieś za sobą, ale zaklęcie chybiło.
- Bombarda! - ktoś wycelował w drzwi, ale one nie wybuchły. Otworzy je tylko zaklęcie alohomora z moich ust. Skrzat wgryzł się w moje przedramię. Cholera! Prawie wypuściłam różdżkę. Czułam spływającą ciepłą krew. Odtrąciłam skrzata stopą. Pozostali próbowali otworzyć drzwi. 
-Drętwota! - wycelowałam w skrzata, ale ten umknął. Po chwili niewidzialny sznur splątał nas wszystkich, a jego końcówki wytrąciły nam różdżki z dłoni. Vivu zabrał je nam i schował w komodzie stojącej na przeciwko obrazu. Nie mieliśmy szans by kiedykolwiek je odzyskać. 
-Zamknij ich w pokoju! Nie chcę ich widzieć! - wykrzyczała Margaret. Skrzat uniósł ręce i przeniósł nas do pokoju. Dopiero tam oswobodził nas z niewidzialnych węzłów. Zatrzasnął drzwi. Udało mi się usłyszeć jego mamrotanie i narzekanie Złej Królowej.
- ... Ugościłam ich! A oni co? Znieważyli mnie! Wykorzystali i chcieli uciec! Chciałam być dla nich miła, a oni co?!
Odwróciłam się gwałtownie w stronę moich przyjaciół. Byłam na nich wściekła. Gdyby powiedzieli mi co chcą zrobić, na pewno szybciej zbliżyłabym się do drzwi. Ale po co mi cokolwiek mówić?! Ja jestem tylko Aroosą która zamknęła drzwi i może je otworzyć.
- Taki był wasz plan? - zapytałam z ironią. - Chcieliście narazić się Margaret i zostać zamknięci w pokoju, bez różdżek i jakiejkolwiek drogi ucieczki?!
- Krwawisz. - szepnęła Rose
- Oh, ugryzł mnie skrzat domowy! Jak mogę nie krwawić?!  - moja furia sięgała zenitu. Byłam zamknięta w pokoju pod szkołą, bez różdżki, z dala od Hasana, krwawiąca, bez jedzenia i uwięziona przez portret i skrzata! A w dodatku wciąż miałam spódniczkę od mundurku.
- Trzeba to opatrzyć. - powiedział Albus i wskazał palcem na moje prawe przedramię.
- No co ty? A czym mam to zrobić?! Prześcieradłem?!
- Przestań się wydzierać. - wtrącił się James.
- Zamknij się. - odpowiedziałam. Nie chciałam teraz ich widzieć. Nie chciałam widzieć kogokolwiek. Chciałam być sama i ochłonąć. Więc znalazłam kąt stworzony dla mnie. Siedziałam i myślałam jak zniszczyć drzwi. Bo na pewno są zamknięte jakąś magiczną sztuczką skrzata. Bombarda? Alohomora? Sezam Materio? Confringo? Jak stąd wyjść.
- Masz. - powiedział James i podał mi kawałek prześcieradła. Wiedziałam, że taka szmatka na niewiele się zda, ale zawsze coś. W miarę grzecznie poprosiłam o więcej materiału. Gdy już go dostałam owiązałam nimi przedramię. Po kilku minutach pojawiła się wielka czerwona plama. Rana nie chciała przestać krwawić. Przydałaby się pielęgniarka Jackley.
- Nudzi mi się. - oznajmił Albus.
- Będziemy tu siedzieć, dopóki Zła Królowa nie postanowi nas uwolnić. Tak jak zakładał wasz genialny plan. - odparłam z ironią. Podeszłam do łóżka i wzięłam z niego poprzednio zostawioną książkę. Zawierała kilka opowiadań, krótszych i dłuższych. Wróciłam do kąta i otworzyłam ją na przypadkowej stronie. Strona 93. Na jej szczycie widniał tytuł ,,Bryczkarz''. Nie było wymienionego żadnego autora.
,,W pewnym mieście w górach żył bryczkarz. Jak to bryczkarz zawoził on ludzi do miejsc w których chcieli się oni znaleźć. Sierpniowego wieczoru bryczkarz został poproszony o podwózkę, więc podjechał pod dom klienta. Posiadłość była ogromna, wielki dom otaczał posępny ogród. Bryczkarz trochę się zląkł. Był przyzwyczajony do widoku wesołych góralskich chat. Z drzwi wyszła kobieta, na oko po czterdziestce. Odznaczała się bladą cerą, włosy związała w idealny kok. Ubrana była w długą  czarną suknię, również niezwykłą jak na te strony. Z gracją wsiadła do bryczki i wymamrotała ,,dobry wieczór''. Bryczkarz zapytał, gdzie ma ją zawieźć, na to ona odpowiedziała ,,na najbliższy cmentarz''. Mężczyzna mimo złych przeczuć popędził swoje dwa gniade konie i skierował je ku najbliższemu cmentarzowi. Gdy już tam byli, kobieta poprosiła, by bryczkarz zaczekał na nią. Człowiek obiecał, że poczeka. Popatrzył za kobietą, która była już za wielką żelazną bramą. Wokół cmentarza rosły ogromne sosny. Robiło się ciemniej, a bryczkarz doczekał się chwili gdy kobieta wróciła. Znów zapytał gdzie ją zawieźć, a ona znów odparła ,,na najbliższy cmentarz''. Bryczkarz nabrał pewnych podejrzeń, ale nie wypowiedział ich na głos i skierował konie na kolejny cmentarz. Sytuacja znów się powtórzyła, kobieta poprosiła by bryczkarz na nią poczekał i po kilku minutach wróciła. Gdy ponownie zapytał ,,gdzie teraz?'', kobieta odpowiedziała ,,na następny cmentarz''. Mężczyzna zaczynał się bać, lecz wciąż nie zdradził co podejrzewa. Teraz było już na prawdę ciemno i bryczkarzowi było trudniej odnaleźć drogę. Kobieta siedziała cicho i znów prosząc by bryczkarz na nią poczekał udała się na groby. Po raz pierwszy bryczkarzowi przyszło na myśl by uciec. Bał się, ale pokonał strach. Postanowił, że gdy kobieta wróci zapyta ją, czy to co podejrzewa jest prawdą. Więc gdy wróciła zapytał:
- Czy pani je trupy?
- Tak. - odpowiedziała się i obdarzyła bryczkarza upiornym uśmiechem.''
Zamknęłam książkę. Nie miałam ochoty czytać następnego opowiadania. Rozejrzałam się po pokoju. Al i Rose siedzieli znudzeni na dywanie, a James bawił się frędzlami od poduszki. Chciałam powiedzieć ,,przepraszam'' ale było mi strasznie... głupio. Wstałam, odłożyłam książkę i podeszłam do drzwi. Kopnęłam je parę razy, ale oczywiście to nic nie dało. Muszę ich przeprosić. Byłam wredna w stosunku do nich. Muszę przeprosić. Stanęłam przed moimi przyjaciółki i powiedziałam ,,przepraszam''. Zamiast ,,przyjmujemy twoje przeprosiny'' usłyszałam ,,Al, kupujesz mi pudełko czekoladowych żab, mówiłem, że przeprosi''. Popatrzyłam na nich pytającym wzrokiem. Czyżbym była ofiarą zakładu?
- Nie pytaj. - usłyszałam od Rose.
- Czyli, że zamierzasz się do nas odzywać? - zapytał James z tym jego uśmieszkiem.
- Na razie tak. Krótko się nie odzywałam.
- Całą godzinę. - powiedział Albus
- Liczyliście mi czas?!
- A jak inaczej mieliśmy zrobić?
~*~
Opowiadanie jest wzięte w cudzysłów, bo to jedna z opowieści druha Chestera. 

1 komentarz:

  1. Fajne są te opowiadania harcerzy xD
    Do rzeczy. Ja bym nie przeprosiła za takie coś, czekałabym aż oni mnie przeproszą. Taka królowa mi się podoba, przynajmniej pasuje do tej "złej". ;>
    xoxo
    Sakura

    OdpowiedzUsuń