piątek, 30 sierpnia 2013

Herbatka z królową.

-Wolimy wyjść i spotkać się z tym co spadło czy pogadać z portretem? - wyszeptałam Jamesowi do ucha, by Zła Królowa nic nie usłyszała.
-Jestem za pogawędką z królową. - odpowiedział.
-Nienawidzę cię.
-Wiem.
Przesunęłam się bliżej drzwi, by w razie złego wypadku otworzyć je za pomocą zaklęcia alohomora. Nie wiedziałam czego się spodziewać. W komnacie było ciemno i zimno. Czyli tak jak wszędzie, gdzie dotąd byliśmy.
-Czy to ty nas tu wołałaś? - wykrzyczał Albus. Dźgnęłam go różdżką na znak by nic nie mówił. To James był mistrzem intryg, łamania zakazów, kłamstw i negocjacji. 
-Przepraszam za niekulturalne zachowanie mojego młodszego brata. Proszę mu wybaczyć, madam. - rzekł tonem człowieka z manierami na poziomie. W zwykłych okolicznościach zaśmiałabym się, tak jak z każdego jego głupiego żartu bądź śmiesznego komentarza. Ale teraz rozmawiał z Margaret of Anjou.
-Oh, zapewne sama bym użyła takiego zwrotu gdybym była na waszym miejscu. - zachichotała. - Zapewne potrzebujecie światła... Vivu! Jak ty traktujesz naszych gości? No już, spraw by nastała jasność i zagotuj wodę na wyśmienitą herbatkę. O! I przygotuj... Ilu was tu jest?
-Trzy osoby. 
-Trzy najlepsze fotele! Nie zapomnij o stoliku do kawy! Już, już, nie każ naszym gościom czekać! 
W chwili gdy Zła Królowa skończyła wydawać polecenia ktoś zapalił świece w wiszącym ogromny, pozłacanym żyrandolu, jakiego nie powstydziłaby się królowa Elżbieta. I wtedy w pełni zobaczyłam Margaret. Wyglądała na około trzydzieści lat. Główną ozdobą jej twarzy było olbrzymie oczy, wzrok przyciągały także ślicznie wykrojone usta. Co dziwniejsze malarz użył białej i czarnej farby, co dodawało jej tajemniczości. Pod portretem pojawiły się trzy duże, czerwone fotele. Wyglądały na dość zużyte, ale i tak promieniowały bogactwem. Mały stolik do kawy został wykonany z ciemnego drewna, zapewne z hebanu (tak jak moja różdżka). Został bogato ozdobiony, boki i nogi pokrywały wyrzeźbione rośliny i zwierzęta. Poczułam mocny uchwyt dłoni Pottera. Z lekką obawą schowałam różdżkę w kieszeń szarej spódniczki. Jak ja jej nie nienawidziłam. W dodatku utknęłam w niej pod szkołą, więc mogłam pożegnać się z myślą o założeniu spodni. Z niechęcią usiadłam na środkowym fotelu. Po lewej stronie usiadł Al, a po prawej James. Siedziałam wyprostowana jak struna, cała spięta. Nie mogłam się doczekać chwili gdy zejdę z fotela i ucieknę z zasięgu wzroku oczu królowej. Po chwili pojawił się skrzat domowy niosący tacę z trzema filiżankami (i oczywiście z talerzykami pod nie), cukierniczką, łyżeczkami i imbryczkiem. Rozstawił wszystko na stoliku i odszedł kłaniając się i powtarzając ,,Zawsze na twój rozkaz, madame''.  
-Jestem James Syriusz Potter, osoba po mojej lewej stronie to Hariett Aroosa Black, a ten chłopiec to Albus Severus Potter. - po kolei wskazał na nas dłonią. Miałam ochotę udusić go gołymi rękoma za Hariett. - Uczymy się w Hogwarcie, ja i Harriet jesteśmy na czwartym roku, a Albus na drugim.
- Ja wam się przedstawiać nie będę, bo uczyniłam to na samym początku naszej znajomości. Śmiało, napijcie się herbaty! 
Wciąż sztywno złapałam imbryk i nalałam każdemu herbaty. Nie byłam pewna czy powinnam nalać wszystkim. Wrzuciłam dwie kostki cukru i podniosłam talerzyk na którym stała filiżanka. Dystyngowanym ruchem zamieszałam napój i odłożyłam łyżeczkę, wciąż sztywno trzymając prawą rękę by niczego nie rozlać. Zrobiłam łyk i odstawiłam talerzyk na stolik. James i Albus uczyni podobnie.
- Więc ty, Jamesie Syriuszu i ty, Hariett Arooso, jesteście parą?
CO?! Obydwoje natychmiast zaczęliśmy zaprzeczać i zapewniać, że nic nas nie łączy. Zła Królowa zaczęła chichotać i opowiedziała nam długą historię swojego życia. Od dnia swoich narodzin, po wyszkolenie żony swojego syna, Anny, na zatwardziałą królową. Jednak nic nie wspomniała o okolicznościach namalowania jej portretu, ani o tym jak się tu znalazła i po co nas sprowadziła. Nie powiedziała też nic o Rose.
-Widzę, że jesteście zmęczeni, Vivu za chwilę przygotuje posłania dla was. Jeśli macie ochotę wybierzcie którąś z moich ksiąg i przeczytajcie ją. Życzę wam dobrej nocy! - powiedziała i znieruchomiała. Wszyscy wstaliśmy i skierowaliśmy się do drzwi, które otworzył skrzat. W środku ujrzeliśmy dwa wielkie łóżka z baldachimami, stojące po prawej stronie. Na nich piętrzyły się poduszki i inne bełty. Ściany ozdobione były obrazami przedstawiającymi sceny bitewne i tortury. Pod przeciwną ścianą stała wielka biblioteczka. Na podłodze leżał wydeptany czerwony dywan. I to były wszystkie meble w tym pomieszczeniu. Ale było też coś co ucieszyło nas najbardziej. Rose siedziała na jednym z łóżek. 
-Rose! - wykrzyczeliśmy i rzuciliśmy się na nią. Rudowłosa dziewczyna opowiadała nam jak tu trafiła i, że Margaret dobrze ją traktowała. Gdy już znużyłam się jej historią sięgnęłam po jedną z książek królowej. Usiadłam na łóżku stojącym pod ścianą i zaczęłam czytać. Po chwili przy mnie pojawił się James. Przez dłuższy czas wraz ze mną wpatrywał się w tekst, lecz później zasnął na moim ramieniu. Przerwałam i okryłam go kocem. Rose i Al zasnęli, każde z nich kurczowo trzymało poduszkę. Gdy skończyłam czytać ułożyłam się wygodnie na wielkiej poduszce i zasnęłam.
,,Na wyspie z latarnią żył pewien chłopiec. Codziennie rano wstawał i zajmował się swoim małym gospodarstwem. A w nocy zapałał swoją latarnię. Chłopiec ten lubił też czytać książki. Jego ulubiona opowiadała o człowieku, który wędrował. Po górach, po leśnych ścieżkach. Był wolny. I chłopiec zamieszkujący wyspę z latarnią też zapragnął zostać wędrowcem. Pewnego razu tak się złożyło, że do jego wysepki przypłynął człowiek, który określał się wędrowcem. Zaproponował chłopcu by zostawił swą latarnię i wyruszył z nim wędrować po górach. Chłopiec od razu się zgodził. Odpłynęli od wysepki i rozpoczęli swą wędrówkę. Z początku po dolinach i  równinach, później po lasach, aż w końcu wspięli się na górę. Chłopiec w tym czasie dowiedział się co to wolność i bliskość natury. Jak ważne jest braterstwo i miłość do otaczającego nas świata. Aż w końcu wędrowiec zmarł. Chłopiec bardzo to przeżył, ale wyruszył na dalszy szlak. I został wędrowcem, którym zawsze pragnął być, takim samym jak jego przyjaciel. Wędrował po górach, aż do swojej śmierci. Chłopiec zmarł szczęśliwy, spełnił swoje marzenie.''
~*~
Opowiadanie jest w cudzysłowie, ponieważ to opowiadała mi moja drużynowa podczas obozu, jako bajkę na dobranoc. 

2 komentarze:

  1. Wspaniała bajka, ciekawe skąd Twoja drużynowa ją znała...?
    No nieważne, może kiedy indziej się dowiem. Rozdział - jak zwykle - świetny. Królowa niegodna miana "złej", bo przecież dla nich była dobra. ;> Z kontekstu niestety nie dowiedziałam się, co to było to coś, co słyszeli, że spada, ale podejrzewam, że mógłby to być Scorpius. W końcu mówił, że wie, gdzie jest korytarz, a dawno się nie pojawił. :3
    Liczę, że następna notka przyjdzie za niedługo.
    Pozdrawiam,
    Sakura.

    PS Przepraszam, że nie skomentowałam wczoraj, ale byłam w górach i świetnie się bawiłam, więc sama rozumiesz. c: (Rozdział pierwszy już dodany)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Hej, chciałam Cie poinformować, że zostałaś nominowana do L.B.A. Więcej informacji na moim blogu :D http://wel-cometomyworld.blogspot.com/

      Usuń